Pismo św. rozróżnia chrzest z wody i chrzest z Ducha Św. i ognia. Mówi dzisiaj św. Jan: On was będzie chrzcić Duchem Św. i ogniem. Chrzest z wody - jak go nazywamy - był znany u Żydów jako jedna z form pokutnych, obok takich jak: składanie ofiar z baranów czy innych zwierząt, pielgrzymki, jałmużny i obmycie się wodą podczas jakiejś modlitwy.

Ten rodzaj chrztu był znany także poza kręgiem kultury żydowskiej. Hindusi odbywają wielokilometrowe pielgrzymki na północ, które są marzeniem ich życia. I tam, w nurtach Gangesu, czynią ten znak-symbol: obmywają się wodą. Wierzą, że w ten sposób Bóg ich oczyszcza z winy.

Reliktem chrztu z wody mogą być nasze pokropienia, poświecenia. Przed każdą sumą w kościołach pokrapia się wiernych wodą - piękny znak pokutny, który może budzić pewne refleksje i przeżycia religijne. Właśnie o Jezusie mówi się, że będzie chrzcić Duchem Św. i ogniem, i dzisiaj Kościół nam przypomina akt pierwszego chrztu z wody, z Ducha Św. i ognia.

Jezus nie był zobowiązany wchodzić w nurty Jordanu i przyjmować chrzest z wody, ale przyjął go razem z tłumem. Nie chciał się wyróżniać, chciał wejść w ten tłum, aby zbliżyć się do niego także przez spełnienie tego rytu pokutnego.

Ale właśnie wtedy, gdy Jezus wszedł do Jordanu, jak relacjonują trzej Ewangeliści, nad Jego głową rozbłysło światło, które skoncentrowało się i utworzyło wśród dalszych rozbłysków jak gdyby postać gołębicy nad głową Jezusa. I dał się wtedy usłyszeć głos: Tyś jest Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie.

Tutaj zachodzi coś nowego, nieporównanie większego niż to miało miejsce przy symbolach pokutnych. Mianowicie zjawia się Duch Św., zjawia się ogień, ogień oświetlający, ogrzewający, rozpłomieniający. Jest to więc już chrzest inny, a właściwie pozostała tylko dawna forma, a treść jest już nieporównywalnie bogatsza. Tutaj Jezus pokazuje naocznie, niejako zmysłowo czym jest, czym będzie dla Jego wyznawców chrzest prawdziwy, sakramentalny, święty.

Gdyby Jezus mówił tylko słowami, mógłby się ten znak zagubić gdzieś po drodze, mógłby przez jakąś dialektykę ulec jakiemuś spaczeniu, ale fakty o charakterze zwłaszcza wizualnym są bardziej jednoznaczne. I oto Jezus w Ewangelii uczy przeważnie faktami, swoją postawą, zachowaniem, a wtórnie także i słowami. Bo przecież Ewangeliści wszystkich słów nie zanotowali. Jezus teraz też uczy, czym jest, czym będzie chrzest Nowego Przymierza, Nowego Testamentu, chrzest z wody ale i z Ducha Św. i ognia.

Właściwie taki chrzest przyjęliśmy my i przyjmują setki, tysiące dzieci i dorosłych. Już dzisiaj tych zewnętrznych zjawisk nie widzimy przy chrzcie św., dość jednak mamy wiary, ażeby uświadomić sobie, że tam dzieje się coś podobnego jak w Jordanie, że otwierają się niebiosa, że Duch Św. zstępuje do duszy takiego człowieka, że rozgrzewa, oświeca i rozpłomienia, oczyszcza jego duszę i Duch Św. mówi: Tyś jest moje dziecko umiłowane, tyś jest syn umiłowany, w tobie mam upodobanie, dotychczas byłeś tylko człowiekiem naturalnym, złożonym z ciała i ducha, ale przed chrztem nie było w tobie Ducha Św., tego ognia, tego światła i ciepła. Jeszcze byłeś cząstką natury, co prawda najwyższego rzędu, a oto przez chrzest włączasz się niejako w życie samego Boga, w życie Trójcy Przenajświętszej. Gdzie jest Duch Św. tam jest i Ojciec i Syn, jako że Trójca jest zawsze niepodzielna, zawsze jest jednością w wielości.

I o to prosimy Cię przy chrzcie św. czasami z zewnątrz bardzo szarym i pustym.

I z nami to się stało. Oczywiście, te wartości możemy znieważać, zabijać, sprofanować, możemy ze świątyni Ducha Św. w naszej duszy zrobić jaskinię zbójców. Możemy, choć nie powinniśmy. Ale mamy wszelkie zadatki, ażeby nasza dusza była świątynią Ducha Św.

Warto wspomnieć i to, że jesteśmy ochrzczeni, choć nie pamiętamy tego momentu, że nie możemy zawieść przez te lata tej chwili, której niemal nie mogli dostrzec nasi rodzice i rodzice chrzestni. Coś wielkiego się stało i powinniśmy w ten sposób widzieć także sakrament chrztu, który przyjmują dzieci nasze i naszych przyjaciół.

Należy ubolewać jak często ten znak pozostaje niezrozumiały, czasami sprofanowany. Jak wielu chrześcijan chrzci dzieci, bo taki jest zwyczaj, żeby mieć metrykę. Może wielu chrzci z jakiegoś przekonania religijnego, ale później go nie rozwija, nie stwarza warunków dla Ducha Św., Trójcy Przenajświętszej. Już zupełnie zapomina.

Wielu po chrzcie św. urządza ucztę, nawet znieważa go alkoholem i to są bolesne sprawy.

Niektórzy z różnych powodów odkładają chrzest. Chcieliby mieć bogaty, ale nie ma na tyle pieniędzy. To znów ktoś nie przyjechał. Wiele jakichś błahych okoliczności sprawia, że dziecka się nie ochrzci.

Autentyczni chrześcijanie powinni dążyć do tego, aby dziecko jak najszybciej stało się świątynią Trójcy Przenajświętszej. W Kościele istniał zwyczaj, a nawet są sugestie, aby już około 2 tygodnia życia udzielić Chrztu św. (A. Mickiewicz był ochrzczony, jak głosi napis w nowogródzkiej farze, w niecałe trzy miesiące po urodzeniu).

I wtedy, gdy dziecko zostanie ochrzczone, gdy nikt nie widzi (żeby nie być posądzonym o demonstracyjność czy sensacyjność), należy uklęknąć przed nim, a właściwie przed Bogiem, którego świątynią jest to dzieciątko.