Został dany wrocławskiemu Kościołowi na jego trudne, bardzo trudne czasy jako nauczyciel wiary i moralności chrześcijańskiej, przepełniony duchem autentycznego patriotyzmu.

Całkowicie zawierzył Panu Bogu i ufał, że to On koniec końców wszystkim kieruje - życiem ludzkim, życiem narodu.

(ks. A. Dziełak)

 

Ks. prałat Aleksander Zienkiewicz należy do najwybitniejszych kapłanów-społeczników, intelektualistów i wychowawców archidiecezji wrocławskiej na przestrzeni jej dotychczasowych dziejów.

(ks. J. Swastek)

 

Ks. A. Zienkiewicz to osobowość charyzmatyczna przez Opatrzność przewidziana dla Kościoła wrocławskiego na trudne czasy, warunki i miejsca oraz dla ludzi, dla których okazał się nie tylko duszpasterzem i wychowawcą, ale przyjacielem.

[...] Ten wewnętrzny żar, zapał i gorliwość, będące motorem jego działalności, a szczególnie budząca podziw nieprzeciętna duchowość, dostrzegana niemal wszędzie i zawsze przez otoczenie, musiały zostać zauważone i docenione...

(ks. S. Turkowski)

 

Uczyliśmy się miłości kapłańskiej Wujka do Chrystusa przede wszystkim z jego skupienia podczas Eucharystii, z jego miłości, z jaką wypowiadał słowa konsekracji. W homiliach mówił o Chrystusie jak o kimś najbliższym, który tu mieszka, który nas słucha, patrzy na nas.

[...] Wujek to Mojżesz naszych czasów, któremu Bóg powierzył światło wiary i ogień miłości, aby - przekazane młodemu pokoleniu - czyniły wrocławian ludźmi prawdziwie wolnymi. Do końca swoich dni na ziemi Wujek pozostał młody. Do końca była młoda jego żywa wiara. Do końca żył nadzieją i miłował Pana Boga i ludzi jak nastolatek - z całą euforią i radością ducha.

(ks. M. Drzewiecki)

 

Boga kochał szczerze i tę miłość wyrażał w modlitwie, w uważnym słuchaniu głosu Boga, w poddaniu się Jego woli. Był zawsze zajęty Bogiem. Z tej wiary i miłości Boga tryskała żywa nadzieja, ufność bez granic pokładana w Bożej Opatrzności. W decydujących momentach swego życia błagał Ducha Świętego o światło i siłę.

(ks. J. Pater)

 

Tym, którzy go znali, przypominał samego Jezusa Chrystusa ze względu na dobroć serca. Wszyscy uważali go za człowieka świętego, nastawionego na służbę drugim z motywów nadprzyrodzonych. Był nie tylko znakomitym nauczycielem wiary, ale nade wszystko jej świadkiem. Przeszedł przez życie dobrze czyniąc. Zawierzył je Matce Bożej i świętym, szczególnie z narodu polskiego.

(ks. J. Swastek)

 

Księża-wychowankowie nazywają swojego rektora Bożym mężem i człowiekiem modlitwy. Kochał modlitwę. Można go było często spotkać w kaplicy samotnie klęczącego, zatopionego w modlitwie, po Mszy świętej nawet trzy kwadranse. Klerycy spotykali go w kaplicy leżącego krzyżem. „Jak wszedł w modlitwę, tracił kontakt z rzeczywistością”. Zachęcał kleryków do modlitwy, ale jego modlitwa była najlepszą zachętą, a zarazem lekcją.

Cechowało go umiłowanie Eucharystii. Kiedy dziś jesteśmy po doświadczeniach Roku Eucharystii, możemy powiedzieć, że charakteryzował się duchowością eucharystyczną. Z pietyzmem, z namaszczeniem sprawował Msze święte. Długie chwile spędzał na adoracji Najświętszego Sakramentu. Dla niego Eucharystia rzeczywiście była źródłem i szczytem jego kapłańskiego życia i rektorskiego posługiwania.

Należy również zauważyć szczególną pobożność maryjną. Nie była to pobożność dewocyjna, ale budowana na Tajemnicy Wcielenia, wynikająca z faktu, że Maryja jest Bożą Matką - Matką Jezusa Chrystusa, Zbawiciela człowieka.

(ks. M. Biskup)

 

Dostrzegał bolesne zjawiska w Ojczyźnie i w Kościele, nie wahał się o nich mówić głośno i pisać. Mówił o tym zawsze z ogromnym zatroskaniem, bez cienia pogardy dla ludzi czyniących zło, bez nienawiści czy żądzy zemsty, odwetu, a zwłaszcza pesymizmu. Nie godził się z poglądami w rodzaju: Jest źle, będzie gorzej.

(ks. S. Turkowski)

 

W latach 60. dzień pod „Czwórką” zaczynał się poranną Mszą świętą odprawianą przez Wujka, który ani swoim zachowaniem, ani słowem nie sugerował nam obowiązku uczestniczenia w niej. Wcześniej długo się modlił, a Najświętszą Ofiarę sprawował z taką pobożnością, iż miało się wrażenie, że wprost fizycznie dotyka Pana Jezusa. Bez względu na okoliczności nigdy jej nie przyspieszał ani też nie pamiętam, by kiedykolwiek z powodu choroby, wysokiej gorączki czy zimna, które wówczas w kościele Św. Piotra i Pawła panowało, zaniechał jej sprawowania. Dla niego to nie był obowiązek kapłański, ale wielki przywilej i szczęście sprowadzać Chrystusa na ołtarz i dzielić się Nim z wiernymi. Długo potem pozostawał na modlitwie mimo czekających na niego interesantów.

(M. Chomik)

 

Ks. Zienkiewicz był prawdziwie człowiekiem pokory, ale też nigdy i nigdzie się z nią nie obnosił. Natomiast łatwo było zauważyć przy codziennym obcowaniu, że Wujek to dusza rozmodlona. Modlitwa była jego chlebem powszednim; często bardzo czerstwym, bo można było Wujka spotkać w kościele św. Piotra i Pawła późną nocą na modlitwie. Trwał tam w ciszy, nie tylko dlatego, że studenci zabrali mu dzienny czas na brewiarz. Wujek po prostu kończył dzień milczeniem przed tabernakulum. Wujek kochał Jezusa. Najczęściej można było to zauważyć podczas sprawowania Mszy św. codziennej. Wzruszające były jego wysiłki na początku liturgii, by przekazać uczestnikom zgromadzonym wokół ołtarza, że stoją na ziemi świętej. Tak, on był naszym Mojżeszem. Stał niejako boso przed krzewem gorejącym i zapraszał nas do maksymalnego skupienia i uczczenia Pana Boga. Jego pobożność była na wskroś chrystocentryczna. Stosował w życiu, nauczaniu i modlitwie miary ewangeliczne.

Służąc młodym ludziom w kościele czy w sali wykładowej, służył Chrystusowi. Przy ołtarzu, czy w konfesjonale usługując Jezusowi, cały oddawał się młodzieży.

(ks. M. Drzewiecki)

 

Ks. Aleksander Zienkiewicz należy do kapłanów wielkiej świątobliwości. Kto miał okazję zetknąć się z nim bliżej, ten nabrał przekonania, że świętość nie jest utopią, i że jest możliwa do zrealizowania nawet w tak ciężkich i niepomyślnych dla jej rozwoju warunkach, w jakich wypadło jemu żyć.

Głównym źródłem jego rozwoju duchowego był zawsze Chrystus. Jego zawołaniem życiowym było "mniej dyskutować o Chrystusie, więcej żyć Chrystusem. W swym testamencie z 1993 r. napisał: "Zawierzcie Jezusowi... Trzymajcie Jego dłoń w swojej dłoni! Nie wypuście Jej nigdy ze swojej dłoni, bo On wtedy tylko od nas odchodzi, gdy my oddajemy swą dłoń bogu cudzemu, bożyszczu, idolowi.

U podstaw jego ujmującej duchowości leży głęboka cześć Matki Zbawiciela. Starał się zawsze naśladować Jej życie, szczególnie w zakresie służby bliźnim. Inspirację do Jej czci znajdował w poezji Adama Mickiewicza, który Ją uwielbiał zarówno w obrazie jasnogórskim, jak i w Ostrej Bramie w ukochanym Wilnie. W swym testamencie wyznał, iż od najmłodszych lat stale doznawał Jej pomocy, Jej zawierzał każdy dzień swego życia i że nie zawiódł się na Niej nigdy.

W zeszycie swych ćwiczeń duchownych napisał, że chrześcijaninowi nie wolno odłączać Jej czci od kultu Jej Syna. Różaniec stanowił jego umiłowaną modlitwę.

(ks. J. Swastek)

 

Był wzorem człowieka, dla którego Chrystus prawdziwie był królem. Często można było go spotkać na modlitwie. To rozmodlenie owocowało w nastawieniu do ludzi. Ksiądz Zienkiewicz w każdym człowieku widział Chrystusa. Będąc posłusznym Panu, gotowy był zrobić wszystko, co zgodne było z Jego wolą.

(ks. M. Drzewiecki)

 

Był to kapłan Boży, kapłan modlitwy. Takim go zapamiętałem, gdy służyłem do Mszy św. odprawianych przez ks. Wujka. Odprawiał je z wielkim skupieniem, a codzienne homilie, które były owocem jego osobistych refleksji, przemyśleń i rozważań na modlitwie u stóp Pana, stawały się dla uczestników Eucharystii prawdziwym pokarmem duchowym.

(J. Kuropka)

 

Na co dzień obserwowaliśmy Jego głęboką wiarę, mądrość i dobroć... Był człowiekiem głębokiej wiary, rozmodlonym, ufającym Bogu. "Opatrzność czuwa nad niedołęgami" powtarzał, ale tylko najmłodsi, nowi pod "4-ką" brali te słowa za żart, starsi wiedzieli, że wierzy w to mocno i wszystkie niedołęgi ufnie poleca Bożej opatrzności. Po mszy św. wracał z zakrystii przed ołtarz i w skupieniu klęczał przed Najświętszym Sakramentem.

(J. Partyka)

 

Mówiąc o Księdzu Rektorze i jednocześnie wspominając minione lata, mógłbym pisać o pobożnym sprawowaniu przezeń Mszy św., do której jakże często służyłem...

(O. J. Puciłowski, OP)

 

Wujek nie odprawiał Mszy św. On każdą Mszę św. przeżywał. Zawsze co najmniej na 15 minut przed rozpoczęciem Eucharystii schodził do kaplicy. Nie zatrzymywały go w pokoju najciekawsze dysputy, przepraszał i wychodził. W kaplicy modlił się, a następnie ubierał i wychodził do ołtarza. Mszę św. rozpoczynał pieśnią, po czym uświadamiał nam, gdzie jesteśmy, przed Kim stajemy, jak bardzo jesteśmy mali i grzeszni, a zarazem podkreślał, jak wielką godnością obdarzył nas Bóg, że możemy uczestniczyć w Najświętszej Ofierze. Każdy jego krok, gest, wypowiadane słowa i śpiew były wykonywane w największym skupieniu i z celebracją.

Kto z nas nie pamięta znaku krzyża w wykonaniu Wujka? On uczynił z niego sacrum, obejmował nim samego siebie i wszystkich obecnych. Nie tylko ja, ale - myślę - wszyscy, którzy przychodzili na Mszę św. sprawowaną przez Wujka, nie mieli najmniejszej wątpliwości, jak wielkim, niepojętym, wszechogarniającym Majestatem jest dla niego Bóg, jak wielką miłością Go darzy. Wujek pragnął bardzo, aby i dla nas Bóg stawał się również najważniejszy. A potem czytania, Ewangelia, homilia, która zawsze odnosiła się do Ewangelii i do życia, do pracy nad sobą. Były to drogowskazy dla nas, wskazujące nam drogę do Boga, zdobywania szczytów małymi krokami. I chociaż Wujek wspominał "windę" małej św. Tereni, to jednak zaznaczał, że dorównać jej to "trudne, tak, trudne, ale możliwe.

(M. Oszmiańska)

 

Jako obecny rektor Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, a kiedyś także rektor naszego Seminarium Duchownego, muszę wyznać, złożyć świadectwo, że ks. prałat Aleksander Zienkiewicz, mimo iż nie posiadał formalnych stopni naukowych, to jednak był znakomitym teologiem. Uprawiał teologię modlącą się, teologię świadczącą, teologię pokorną, teologię pełną wiary i entuzjazmu, teologię drogą sercu Kościoła.

(ks. I. Dec)

 

Jego niezaprzeczalny autorytet osobowy, wypływający z bogatej duchowości oraz autentyzmu wiary i życia, pozwalał mu budzić nadzieję zwycięstwa dobra nad złem - jak to wskazywał młodym w Sycowie - i dodawać uczniom odwagi w stawianiu oporu bezbożnej propagandzie.

Każdemu, kto zastanawia się nad tą postacią, musi nasunąć się z nieprzepartą koniecznością pytanie: skąd czerpał światła i moce ducha, by sprostać zadaniom, które - po ludzku sądząc - były nie do uniesienia przez tak długi czas jego kapłańskiej posługi, szczególnie w okresie szalejącego terroru bezbożnego i agresywnego komunizmu.

Wydaje się, że siłą tą była jego głęboko przeżywana wiara i moc czerpana z modlitwy przed Najświętszym Sakramentem w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła, przy ul. Katedralnej 4. To chciałbym podkreślić z naciskiem jako jeden ze świadków.

(ks. S. Turkowski)

 

Nauczył nas modlitwy różańcowej, przekonał, że każde zajęcie, każdą zabawę można przerwać na apel jasnogórski, Anioł Pański...

(J. Partyka)

 

Ks. Wujek wśród pracy z młodzieżą, z absolwentami i ich rodzinami, tak szczelnie wypełniającej jego czas, nie zaniedbywał modlitwy osobistej, brewiarzowej, drogi krzyżowej i różańca św.

W czasie natomiast naszych spotkań jedna forma modlitwy była mu szczególnie bliska i droga - różaniec św. Towarzyszył mu wszędzie. Podczas wspólnych wędrówek nad morzem, na polanie leśnej, w domu i na Ostrowie Tumskim zawsze przesuwał w palcach ziarenka różańca. Powtarzał nam, że różaniec jest rozmową z Maryją, rozmową pełną ufności i zawierzenia. To powierzenie Jej naszych trosk, naszych nadziei, otwarcie przed Nią naszego serca. Oddanie się Jej do dyspozycji we wszystkim, czego Ona żąda od nas w imieniu swego Syna.

I ks. Wujek składał w darze Maryi, codziennie i z wielką miłością, ten wieniec róż, jakim jest różaniec św. Zawierzał wówczas Maryi sprawy Ojca św., Ojczyzny i drogiej mu młodzieży, sprawy, które przykuwały jego uwagę i stanowiły głęboką troskę.

(J. Kuropka)

 

Wujek pracował nad sobą. Często nam o tym mówił i robił wszystko, abyśmy także podjęli taką pracę. Był człowiekiem modlitwy. Uczył wytrwałości i wierności przez modlitwę. Uwrażliwiał nasze sumienia. Ewangelię głosił przede wszystkim swoim życiem.

[...] Był człowiekiem modlitwy. Szczególnie kochał modlitwę różańcową, o czym wszyscy wiedzieliśmy. Do tej modlitwy nigdy nas nie namawiał, po prostu dawał nam przykład. W czasie wakacji, w czasie dni skupienia zwykle wychodziliśmy na wieczorne spacery i pod rozgwieżdżonym niebem, wśród szumiących drzew, w pewnym momencie cichły rozmowy - Wujek rozpoczynał różaniec. Wiem, że wielu spośród wychowanków kontynuuje te tradycje w swoich rodzinach, na wyjazdach z przyjaciółmi czy na spacerach niedzielnych. Wieczorem można było spotkać Wuja na pl. Katedralnym lub w jego okolicy - z różańcem w ręku. Nie rozstawał się z nim do końca życia. Kiedy był już chory, chodziłam często do niego, aby razem pomodlić się na różańcu. Z rozrzewnieniem wspominam te dziesiątki, które Wujek przedłużał do siedemnastek czy dziewiętnastek lub skracał do ósemek. Wiedzieliśmy, że sprawiamy mu ogromną radość, gdy wpadaliśmy pomodlić się wspólnie. Często, gdy zbliżała się 12.00, a byliśmy w pobliżu "Czwórki", zachodziliśmy do Wuja na Anioł Pański. Nigdy o tej modlitwie nie zapominał i jestem pewna, że "zaraził" nią wszystkich "czwórkowiczów.

[...] Wujek promieniował miłością do Boga. Czas spędzony w jego obecności nigdy nie był stracony. Nawet krótka rozmowa, spotkanie na ulicy i wymiana kilku zdań czyniły nas ludźmi lepszymi.

(M. Oszmiańska)